Algieria – powrót do kraju dzieciństwa, cz.2 podróż

Nikt nie jest samotną wyspą. Wierzę, że przychodzimy na ten świat, by wyciągać wnioski z przeszłości i budować rzeczywistość bardziej nam sprzyjającą, a więc i relacje. Na nasze przyszłe związki największy wpływ mają relacje między matką a ojcem oraz te, które sami tworzymy z każdym z rodziców. Często wracam do tego, co słyszałem na warsztatach terapeutycznych Gestalt: nasze relacje z „grupą” odzwierciedlają relację z matką, a z „prowadzącym grupę” — relację z ojcem….

Moje doświadczenia z pracą w grupach w ostatnich latach były dla mnie wyzwaniem. Zdarzało się, że kwestionowałem metody prowadzącego (lidera), a ten reagował, stosując swoje strategię obrony poprzez atak – w reakcji na własną traumę (4F – piszę o tym tutaj). Nie otrzymawszy wsparcia od członków grupy, stopniowo się wycofywałem. Było to odzwierciedleniem historii z mojego domu. Od niedawna zacząłem dostrzegać ten schemat i zacząłem niezręczne próby modyfikacji, co wiązało się z prośbą o wsparcie zarówno od całej grupy lub poszczególnych jej członków.

Algieria, tata i powrót do dzieciństwa.

Kiedy już zacząłem modyfikować schemat sięgania po wsparcie, przyszedł czas, by zmierzyć się z moimi relacjami z prowadzącymi — czyli przepracować temat figury ojca. Stąd pojawiła się Algieria, która kojarzyła mi się z ojcem i czasami, gdy był spełniony zawodowo jako wykładowca na uczelni rolniczej w Algierze (wtedy INA, obecnie ENSA). Jak w wielu domach, między nami bywało różnie. Bywały chwile, gdy otrzymywałem wsparcie, jednak częściej tata był nieobecny – prowadził firmę, mieszkał w Algierii przez dwa lata jeszcze przed naszym wspólnym wyjazdem, a później, po naszym powrocie, spędził kilka lat w Kanadzie. Odszedł ponad trzy lata temu, kilka miesięcy po szczepieniu na COVID, które okazało się dla niego, już schorowanego, zbyt dużym obciążeniem. Pamiętam, jak zawoziłem go na szczepienie — wtedy jeszcze chodził. Dzień później trafił do szpitala. Przez ostatnie cztery miesiące życia, gdy był już całkowicie unieruchomiony, opiekowaliśmy się nim w domu. Moim zdaniem był to dobry czas dla naszej rodziny — odchodził otoczony bliskimi.

Najlepszy czas i największą przyjemność z obcowania z ojcem miałem dopiero, gdy w wieku 76 lat odszedł z firmy, którą przez lata współprowadził. Wtedy przez kolejne trzy lata mogliśmy się do siebie zbliżyć, razem odwiedzać rodzinę, a przy okazji spraw firmowych bywać na targach i w biurze. Przez lata postrzegałem go jako wymagającego, bo przecież synowie „powinni” kończyć szkoły. Jego metoda nauki polegała głównie na zwracaniu uwagi (potocznie mówiąc — czepianiu się), choć też pamiętam, że raz dostałem w tyłek — w Algierii, ale nie jestem pewien, czy za ocenę, zachowanie, czy może kombinację obu. Mój ojciec nie wiedział, że krytyka nie jest najlepszym sposobem na budowanie relacji z dziećmi. I tak przeskakiwałem kolejne poprzeczki, podążając za dyplomami. Tak skończyłem pięć szkół wyższych (głównie podyplomowych), nawet upragnione przez ojca studia doktoranckie (oczywiście polsko-francuskie, za które chętnie płacił). Co prawda nie dokończyłem doktoratu, ale teraz nie jestem pewien, czy w tamtym czasie było to dla niego jeszcze istotne. Dopiero na kilka lat przed rozpoczęciem szkoły psychoterapii skupiłem się na zdobywaniu wiedzy poprzez bardziej świadome doświadczanie życia.

Jednocześnie w tym wszystkim mogę powiedzieć, że czułem się kochany. Mój ojciec zrobił wiele dla mnie i całej rodziny. Potrzebowałem mu za to podziękować, bo sam, rzadko będąc docenianym, również nie nauczyłem się doceniać innych. Miłosz Brzeziński w „Głaskologii” pisał, że aby się rozwijać, potrzeba pięciu „głasków” na jedno zwrócenie uwagi. Nie pamiętam, jak to wyliczył, ale coś w tym jest. Nasz mózg lepiej pamięta to, co było złe, niż to, co dobre. Media wykorzystują tę cechę, budując przekazy, które mają przyciągnąć naszą uwagę. 

Dla mnie kluczowe jest umiejętne zbliżanie się do innych ludzi, co wymaga samoświadomości i uważności. Widzę, ile mi jeszcze brakuje — w bliskich relacjach łatwo o zranienie i odsunięcie się. Dlatego ta praca nad sobą dla mnie jeszcze się nie kończy. Mam wrażenie, że w odpowiednim momencie życia miałem refleksję i zacząłem zmieniać swoje podejście do udzielania feedbacku. Wierzę, że moje dzieci — Bartek, Patrycja i Nadia — otrzymują inne doświadczenie niż ja. Choć nie oznacza to, że przestałem się czepiać za niewykonywanie codziennych obowiązków. W końcu każdy z nas odpowiada za wspólną przestrzeń — nazwałbym to pilnowaniem „miru domowego”.

Francuski akcent i algierska rzeczywistość

Im bliżej wyjazdu do Algierii, tym bardziej precyzowałem swój cel: zrozumieć, jak dzieciństwo w Algierii wpłynęło na moje poczucie bezpieczeństwa w późniejszych latach. Podróżując do Algieru, czułem pustkę, frustrację, wstyd i pogodzenie. Co ciekawe, początkowo nie odczuwałem lęku. Już po przylocie sytuacja zaczęła się zmieniać. W prasie francuskiej („Le Monde”) pojawiały się artykuły o największych od 20 lat napięciach w relacjach francusko-algierskich. Na lotnisku, podczas odprawy, zacząłem rozmowę po angielsku, ale gdy urzędnik zapytał o cel wizyty, odpowiedziałem po francusku. Wtedy usłyszałem: „Francuzi zabili mi tysiąc członków rodziny. Znam francuski, ale nie lubię go używać”. Zamarłem, zdołałem jedynie powiedzieć: „I’m so sorry”. Od tej chwili czułem napięcie w pierwszych kontaktach z Algierczykami. Czy to dzieciństwo w Algierii i ograniczony kontakt z rówieśnikami sprawiło, że mam w sobie więcej ostrożności w kontaktach? W kolejnych dniach doświadczałem Algierii na nowo, ucząc się jej rytmu, poznając historie. Rozumiem skąd się pojawił islam i rolę Europejczyków, którzy przez lata, jeszcze przed kolonializmem, podbijali porty algierskie.

Zmiana perspektywy, rozmowy i spotkania pozwoliły mi dostrzec, jak przeszłość wpłynęła na moje funkcjonowanie. Podróż stała się dla mnie istotnym elementem w lepszym poznaniu siebie i swoich zachowań. Wydaje mi się, że rozumiem już, skąd wynika moja trudność w przestrzeganiu niektórych norm. Czasami miałem problem z przechodzeniem na zielonym świetle dla pieszych, ponieważ samochody nie zwalniały – co skłoniło mnie do refleksji, że Algierczycy również często nie przestrzegają wielu norm. W Algierii liczba ofiar wypadków drogowych jest dwukrotnie wyższa niż w Polsce, mimo że populacja kraju jest tylko o 20% większa. Można przypuszczać, że liczba rannych jest jeszcze wyższa, zwłaszcza wśród osób, które ryzykują i przebiegają przez autostradę, na przykład w pobliżu przystanków autobusowych.

A więc, mimo że Algierczycy mówią po francusku, podchodziłem do tego z dużą rezerwą i gdzie mogłem, zaczynałem rozmowę po angielsku, szczególnie pierwszego dnia. Zdziwiło mnie, że wymiana gotówki i zakup karty do Internetu wymagają paszportu oraz wpisania do bazy. W kolejnych dniach przekonałem się, że lepiej wymieniać pieniądze u cinkciarzy, ponieważ kurs euro na czarnym rynku jest niemal dwukrotnie wyższy. Trochę pokląłem, że dałem się oszukać, ale później sobie odpuściłem. Ciekawe, że nikt nie lubi być oszukiwany – miałem takie wrażenie, wymieniając pieniądze na lotnisku. Może to i dobrze, że mnie wpisali do bazy, bo przy wylocie mogą zapytać, skąd miałem środki.
Co było dla mnie niezręczne? Gdy doprecyzowywałem coś po francusku, automatycznie potwierdzałem, że władam nim biegle – w zasadzie mówi się wtedy „sans accent” (bez akcentu). Mimo że wiele słów uciekło mi z głowy, czasem tłumaczyłem, że jestem z Polski i skąd znam francuski. Gdy rozmowa schodziła na temat kolonializmu, ja wracałem do historii Polski i relacji z Rosją oraz Niemcami. Przecież u nas też wielu ludzi nie chciałoby, aby mówiono do nich po rosyjsku.

Uniwersalny język piłki nożnej

Nie wiem, czy wszyscy znali naszą historię, ale miałem wrażenie, że to w jakimś stopniu nas zbliżało – podobnie jak przekierowanie rozmowy na uniwersalny język piłki nożnej. Wspominałem Lewandowskiego, a potem przechodziłem do najlepszych algierskich piłkarzy, szczególnie Beloumiego, Madjera oraz tego, co nas łączy. Jednym z największych trenerów w historii algierskiej piłki nożnej był przecież Stanisław Żywotko, który przez kilkanaście lat odnosił tam wielkie sukcesy.
Lubiłem prowadzić rozmowę o tym, co nas łączy, a nie tylko opowiadać swoją historię. Dlatego przyznawałem, że przez pewien czas Algieria była moim domem – drugim po Polsce. W końcu spędziłem tu cztery lata. Trafiłem tutaj wprawdzie bez pytania mnie o zdanie, ale to jak z urodzeniem – można się urodzić w najbiedniejszym kraju na świecie i nosić swoją biedę przez całe życie. Można też próbować coś zmienić, choć to wyzwanie. Do tego potrzeba wiary, wsparcia, zaparcia w chwilach zwątpienia i jeszcze raz wiary, że zmiana jest możliwa. A i tak może się nie udać albo nie w takim stopniu, jak byśmy chcieli. Tak to bywa ze zmianami.
Zacząłem zwiedzanie z tatą kolegi z Polski. Boualem towarzyszył mi przez cały dzień, za co jestem mu ogromnie wdzięczny. Za jego namową zmieniłem hotel na tańszy, choć poprzedni chciał, żebym zapłacił za wszystkie pozostałe dni. Twarde postawienie sprawy załatwiło temat. Następnie odwiedziliśmy uczelnię, gdzie pracował ojciec, a potem w dalszą podróż zabrał nas jego wychowanek, pan Goucem. Zatrzymaliśmy się przed moim dawnym osiedlem – najbardziej zdziwiło mnie, jak mało było tam miejsca. Wszedłem do klatki, przez chwilę przypomniałem sobie nasza arabskie walki na kamienie. 
Im dłużej rozmawiałem z Boualem i panem Goucem, tym większy smutek czułem w związku z Algierią. W latach 80. wydawało mi się, że było to dobre miejsce do życia dla obcokrajowców. Tymczasem na ulicach nie widziałem turystów, a wielu młodych ludzi, głównie mężczyzn, siedzących w parkach z telefonami w rękach. Odnosiłem wrażenie, że brakuje im energii do zmian. Państwo tworzy sztuczne etaty, nie dąży do większej efektywności i rozwoju. Miałem wrażenie powrotu do komuny, którą ledwie pamiętam. „Tu jest tak, że ludzie udają, że pracują, a państwo udaje, że im płaci” – powiedział Boualem. Wyobrażam sobie, że podobnie jest w Polsce na lotnisku w Radomiu (Warszawa-Radom – hehe) czy Szczytnie – w porywach jeden samolot dziennie, a zatrudnienie pewnie przekracza sto osób. Dla mnie taka „praca bez pracy” zabija w człowieku motywację do zmiany. Więcej czasu poświęca się na mobilizację niż na działanie. „Jak spadnie cena ropy po zakończeniu wojny na Ukrainie – a Algieria jest jednym z największych producentów – to pewnie ludzie wyjdą na ulice” – zarzucił profesor Goucem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że cena ropy już była na podobnym poziomie jak przed wojną. Profesor był sympatyczny i pomocny, choć chwilami przebijał się jego syndykalistyczny rodowód. Według niego Algieria powinna już dawno przenieść stolicę w głąb kraju, w kierunku Sahary. Rozumiem takie gdybanie – jest ono sposobem radzenia sobie z trudnością zmian. Trudno zjednoczyć naród, który jest podzielony. To dla mnie dobra lekcja także dla Polski.

Między monologiem a dialogiem

Zgadzam się z tym, co mówił – że akceptuje każdą religię i zdanie każdej osoby, ale trudniej jest mu zaakceptować ignorancję. Mam podobnie – brak refleksji mnie odsuwa, wręcz mam ochotę uciekać. Podobnie z głodem – potrzebna jest rozmowa o problemach i wsparcie w rozwoju. Nie można jednak dążyć do rozwoju innej osoby bez zrozumienia, jak działa system dawania i brania. Jeśli dajesz, a nie otrzymujesz nic w zamian, po jakimś czasie zaczynasz odczuwać złość. Dlatego czasem dobrze jest na początku ustalić, jakie będą koszty. Podobnie jest z rozmową – kiedy komunikaty płyną w dwie strony, istnieje szansa na porozumienie. Kiedy rozmowa zamienia się w monolog, nie ma już dialogu. Dyskusja trwała do momentu, gdy podjechaliśmy na stację autobusową Kharouba, skąd Boualem odjeżdżał do Azazgi. Po chwili żegnałem go z łezką w oku. Bardzo mi pomógł i czuję wobec niego ogromną wdzięczność – za czas, zainteresowanie i właśnie za… dialog, który mnie zbliża.

Zapiski z ostatnich dni

Ostatnie dni spędziłem w Algierze, zapuszczając się coraz dalej w miasto, z pewnym niepokojem o własne bezpieczeństwo. Jednakże również spotkałem się z dużą życzliwością – Algierczycy chętnie pomagali, gdy pytałem o drogę czy szukałem igły i nici do naprawy rozpadającego się plecaka. Dzięki karcie SIM od Mobilis mogłem swobodnie korzystać z Google Maps, co ułatwiało poruszanie się po mieście. Komunikacja publiczna jest prosta – Algier ma jedną linię metra, a całodniowe bilety na metro i tramwaj kosztują około 1 euro.

Jednym z najprzyjemniejszych wspomnień pozostaną dla mnie słodycze z algierskich cukierni. Nie tylko były przystępne cenowo (około 2 zł za ciastko), ale też na tyle pyszne, że chętnie wyruszałem na poranne kulinarne wyprawy. Owoce były trudniej dostępne – targ znalazłem dopiero dzięki Boualemowi. Na ulicach Algieru królują fast foody, głównie kebab, ale udało mi się spróbować również kuskusu i kilku innych tradycyjnych dań.

Skosztowałem też słońca – przez większość czasu towarzyszyło mi na niebie, poza jednym deszczowym dniem. To właśnie wtedy spisałem swoje wrażenia, by zatrzymać jak najwięcej wspomnień na dłużej.

Algierię pożegnałem na pokładzie Air Algérie, co – jako miłośnik lotnictwa – mogłem wreszcie odhaczyć na mojej bucket liście. Kontrola paszportowa była dość czasochłonna – dokument musiałem pokazać aż cztery lub pięć razy. Nie wiem, czy kiedyś tu wrócę, ale jedno jest pewne – to była dla mnie ważna podróż.

zdjęcie po lewej. Algiersko-polskie wsparcie🤗. Boualem bardzo mi pomógł❤

zdjęcie po prawej. W tyle najwyższy w latach 80-ych monument Algieru – Maqam Echahid (Le Monument de Martyre), zaprojektowany m.in. przez Polaka, Mariana Koniecznego. W 2024 roku otworzono meczet Minaret Wielkiego Meczetu Algierii, który ma 265m wysokości. 

Zdjęcie po lewej. Mój dom w którym mieszkałem blisko 4 lata.

Zdjęcie po prawej. Widok z klatki – najbardziej mnie zdziwilo, że na podworzu było tak mało miejsce (w tle Boualem i Panem Goucem).

zdjęcia: okolice Grande Poste, Place des Martyres i Casbah. 

zdjęcie na górze: z profesorem Saidem Goucem na uczeni ENSA. Mój tata był promotorem jego pracy magisterskiej. 

kolejne zdjęcia: Ogród botaniczny (Jardin d’essaie), Maqam Echahid (Monument de Martyre) oraz widok z niej na Algier.   

zdjęcie: Lotnisko Houari Boumediene w Algierze. Międzynarodowa część jest nowoczesna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *